Translate

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Wszędobylstwo cz.4 Křivoklát i Křivoklátsko piesze wędrówki

Cześć!!

Nabrałem wiatru w żagle, znaczy w klawiaturę. Piszę na koniec dnia. Wspominam dziś dni z pieszymi wędrówkami w okolicy parku narodowego  Křivoklátsko.

  Pierwsza wędrówka odbywała się w sobotę, także trzeba było brać pod uwagę, że jak się wróci to wszystko będzie zamknięte. :D. Wziąłem aparat, zapas wody, batony, banany i ruszyłem z rana w trasę. Podjechałem więc autobusem do Nižboru.  Z tego małego miasteczka wiedzie około 6 km trasa niebieska do Chyńavy. Kto spodziewa się tutaj nie wiadomo jakich fajerwerków, mocno się rozczaruje. Ale właśnie nie po to tu przyjechałem. Przyjechałem odpocząć od zgiełku, wrzasku, zaganiania. Tutaj to znalazłem i mi się podobało.


Droga do Chyńavy

W uścisku, nawet powalone


Po powolnym marszu i delektowaniu się ciszą doszedłem do wspomnianej miejscowości. Godzina akurat była na moją codzienną dawkę kawy. Trafiłem tam do knajpy. Cóż za zdziwienie mnie ogarnęło gdy wchodziłem:



Otóż knajpka obchodziła drugą rocznicę otwarcia. Wyobraźcie sobie, że dostałem kawę (po tzw. turecku) w filiżance jak do frappe, ale to nic. Najlepsze było to że jako klient, który właśnie ich odwiedził dostałem cały talerzyk wypiekanych przez nich miniaturowych ciasteczek z cukrem. Były pyszne. :D

Taaak, skoro już zaspokoiłem moje kawowe pragnienie, poszedłem dalej rozkoszując się zwiedzaniem ze spokojem małej miejscowości. Byłem pozytywnie nastawiony, słońce świeciło, spokój wszędzie, zabudowania cieszące oko i obiektyw aparatu. 


Soczysta zieleń, a w oddali sobotnie lenistwo

Nieopodal była sadzawka z liliami :
Lilie wodne w Chyńavie
  Nie mogłem się oprzeć i nie zrobić paru ujęć. Widział to jeden z mieszkańców, który za chwilę mnie zagadał. Coś tam mówił, ale nie wiem co. Wiem że kazał zaczekać. Po paru chwilach wyskakuje ze swojego domu ze świeżo wypieczonymi drożdżówkami. Poczęstował mnie. Wiecie co, mimo że miałem zapasowe jedzenie w plecaku ale ta drożdżówka tak smakowała jak żadna inna. Może to głód, zmęczenie słońcem albo po prostu ludzki odruch. :D. Bardzo mnie to podbudowało. Z ciężkim sercem opuszczałem Chyńave, dlatego postanowiłem jeszcze raz uwiecznić ją na zdjęciu.
Chyńava już za mną....
Ta droga do czerwony szlak. Nie wiem czemu czerwony ale wiem, że można samem bardzo się posilić ze zbiorów natury:


Pyszne czerwone śliwki
Dalej szedłem przez pola pełne chlebodajnego złota 












Tym sposobem, doszedłem koniec końców do wsi Železná, w której nic szczególnego mnie nie spotkało i ruszyłem dalej czyli w drogę zamykającą marszrutę czyli do Hyskova. Zrobiłem jakieś 20 km.
Panorama, często goszcząca na tutejszych fotografiach przedstawiających atrakcje regionu

Do Hyskova doszedłem po 16, więc nie było sensu dalej coś zwiedzać. Marzył mi się dobry obiad i relaks nad rzeką. Tak też zrobiłem

Następnego dnia znowu zaatakowałem też z Nižboru ale wybrałem już inną trasę. O tym w następnym pośćie

Dziękuję że wszystkim pozytywnie nastawionym ludziom, których spotykam w swoich wędrówkach. Bez nich nie miało by to wszystko sensu.

Wasz Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz