Translate

sobota, 30 sierpnia 2014

Wszędobylstwo cz.5 Křivoklát i Křivoklátsko dzień 4 i 5.

Cześć ! 

  Moja wędrówka w dniu następnym po rytualnym śniadaniu, kawie, itd.  znowu zaczęła się w Nižborze. Planowa wycieczka początkowo miała biegnąć czerwonym szlakiem..
 Znalezienie początku szlaku nastręczyło mi duuużo trudności. Musiałem pamiętać żeby nie używać słowa "szukać" bowiem podobnie brzmiące jest przekleństwem  w języku czeskim.

 Musiałem improwizować. Mapa jaką miałem okazała się niewystarczająco szczegółowa aby odszukać właściwy początek wędrówki. Poszedłem więc w jedną uliczkę - okazało się  po parunastu metrach, że w tym miejscu raczej zaplanowałem koniec eskapady niż początek. Poszedłem więc w drugą, dotarłem do zabudowań powyżej których nic nie było, żadnych ścieżek, żadnych dróżek, poszedłem w trzecią która też nie była oznakowana.
 Pytałem, z mapą pokazując gdzie chce iść. Nikt nie umiał mi pomóc. Nie znalazłem czerwonego szlaku prowadzącego do Žloukovic. Nie poddałem się. Dotarłem do mieściny ale wąską drogą asfaltową. Lepsze to niż nic pomyślałem. Gdy była taka możliwość wdrapywałem się do góry i szukałem śladu szlaku. Na próżno...

To miał być czerwony szlak...
Za jakieś 3 km doszedłem do zbawiennego szukanego znaku, który kierował mnie na następną część wyprawy. Niebieski szlak na Hudlice. 




Myślałem o poprzednim dniu, jak wiele radości mi przyniósł. Miałem nadzieję że też ten taki będzie.  Hudlice nie były jednak moim głównym celem. Po drodze był Novy Jachymov.  Maszerując podziwiałem tutejszą przyrodę

Leśne runo w drodze do Novego Jachymova
\
Droga do Novego Jachymova

Dotarłem w końcu do Novego Jachymova. Jakież to moje rozczarowanie było, że oprócz kościoła i "zabytkowej" straży pożarnej  na podwórku nic tam nie znalazłem. 




Po krótkim odpoczynku na trawie ruszyłem w drogę powrotną tym razem zielonym szlakiem przez Jezirka w okolice Hradiště. Tu odbiłem na czerwony szlak przez wzniesienie, na którym znajduje się punkt widokowy



Sami widzicie,  cisza, spokój, nikogo na trasach,  po to tu przyjechałem.  Około 16 wróciłem do Hyskova

Stereotyp. Czemu ludzie myślą stereotypami? Bo łatwiej. Spotkałem w miejscu noclegu 2 pary sympatycznych Czechów na MZtkach. Bardzo fajnie ubrani, motory zadbane, odpicowane. Jednym słowem szacun.  Pogadaliśmy trochę. I wiecie co jedno mnie zabolało: synonim Polak - wódka. No comments. Szczerze się zdziwili że nie piłem.

Następnego dnia postanowiłem wybrać się zwiedzić Beroun. Pobliskie miasto. Akurat była brzydsza pogoda. Beroun to miasteczko na zakupy, na kawę, na basen, na siłownię ale na zwiedzanie nie za bardzo. Beroun jest świetnym miejscem przesiadkowym.

Beroun jedna z bram witających turystów
Odrestaurowana fasada hotelu

 Beroun to jednak miasto. O wielu obliczach i jak prawie w każdym o przysłowiowe parę uliczek dalej można znaleźć takie widoki:


Wejście do pobliskiego kościoła   


"Parę" uliczek dalej:


Praktycznie w każdym mieście

Tym akcentem pożegnałem Beroun i pojechałem nad "moją" rzekę. W ciszy zjadłem obiad. Było z 6 osób. Chciałem już do domu.

W następnym poście Wszędobylstwa coś z niezapomnianych wycieczek ale tym razem po Polsce. Co Wy na to?

Pozdrawiam Was Wszystkich Serdecznie

Piotrek Floydomaniak Marchewa

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Wszędobylstwo cz.4 Křivoklát i Křivoklátsko piesze wędrówki

Cześć!!

Nabrałem wiatru w żagle, znaczy w klawiaturę. Piszę na koniec dnia. Wspominam dziś dni z pieszymi wędrówkami w okolicy parku narodowego  Křivoklátsko.

  Pierwsza wędrówka odbywała się w sobotę, także trzeba było brać pod uwagę, że jak się wróci to wszystko będzie zamknięte. :D. Wziąłem aparat, zapas wody, batony, banany i ruszyłem z rana w trasę. Podjechałem więc autobusem do Nižboru.  Z tego małego miasteczka wiedzie około 6 km trasa niebieska do Chyńavy. Kto spodziewa się tutaj nie wiadomo jakich fajerwerków, mocno się rozczaruje. Ale właśnie nie po to tu przyjechałem. Przyjechałem odpocząć od zgiełku, wrzasku, zaganiania. Tutaj to znalazłem i mi się podobało.


Droga do Chyńavy

W uścisku, nawet powalone


Po powolnym marszu i delektowaniu się ciszą doszedłem do wspomnianej miejscowości. Godzina akurat była na moją codzienną dawkę kawy. Trafiłem tam do knajpy. Cóż za zdziwienie mnie ogarnęło gdy wchodziłem:



Otóż knajpka obchodziła drugą rocznicę otwarcia. Wyobraźcie sobie, że dostałem kawę (po tzw. turecku) w filiżance jak do frappe, ale to nic. Najlepsze było to że jako klient, który właśnie ich odwiedził dostałem cały talerzyk wypiekanych przez nich miniaturowych ciasteczek z cukrem. Były pyszne. :D

Taaak, skoro już zaspokoiłem moje kawowe pragnienie, poszedłem dalej rozkoszując się zwiedzaniem ze spokojem małej miejscowości. Byłem pozytywnie nastawiony, słońce świeciło, spokój wszędzie, zabudowania cieszące oko i obiektyw aparatu. 


Soczysta zieleń, a w oddali sobotnie lenistwo

Nieopodal była sadzawka z liliami :
Lilie wodne w Chyńavie
  Nie mogłem się oprzeć i nie zrobić paru ujęć. Widział to jeden z mieszkańców, który za chwilę mnie zagadał. Coś tam mówił, ale nie wiem co. Wiem że kazał zaczekać. Po paru chwilach wyskakuje ze swojego domu ze świeżo wypieczonymi drożdżówkami. Poczęstował mnie. Wiecie co, mimo że miałem zapasowe jedzenie w plecaku ale ta drożdżówka tak smakowała jak żadna inna. Może to głód, zmęczenie słońcem albo po prostu ludzki odruch. :D. Bardzo mnie to podbudowało. Z ciężkim sercem opuszczałem Chyńave, dlatego postanowiłem jeszcze raz uwiecznić ją na zdjęciu.
Chyńava już za mną....
Ta droga do czerwony szlak. Nie wiem czemu czerwony ale wiem, że można samem bardzo się posilić ze zbiorów natury:


Pyszne czerwone śliwki
Dalej szedłem przez pola pełne chlebodajnego złota 












Tym sposobem, doszedłem koniec końców do wsi Železná, w której nic szczególnego mnie nie spotkało i ruszyłem dalej czyli w drogę zamykającą marszrutę czyli do Hyskova. Zrobiłem jakieś 20 km.
Panorama, często goszcząca na tutejszych fotografiach przedstawiających atrakcje regionu

Do Hyskova doszedłem po 16, więc nie było sensu dalej coś zwiedzać. Marzył mi się dobry obiad i relaks nad rzeką. Tak też zrobiłem

Następnego dnia znowu zaatakowałem też z Nižboru ale wybrałem już inną trasę. O tym w następnym pośćie

Dziękuję że wszystkim pozytywnie nastawionym ludziom, których spotykam w swoich wędrówkach. Bez nich nie miało by to wszystko sensu.

Wasz Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski

wtorek, 19 sierpnia 2014

Wszędobylstwo cz.3 Křivoklát i Křivoklátsko dzień 2

Cześć!!! :D

  W ten pochmurny dzień chciałbym Wam i sobie przypomnieć drugi dzień z mojej ostatniej eskapady :D
 Mam to do siebie, że na wyjazdach chcąc nie chcąc budzę się dość wcześnie - i tym razem tak było. 
Rytualnie zjadłem śniadanie. Zanim przejdę do sedna wycieczki to chciałbym napisać Wam i odpowiedzieć jak to jest z tym jadłospisem.

Odpowiem różnie. Tym razem przyjąłem wariant : śniadanie i kolacje robię sobie sam, a obiad gdzieś zjem. Z naciskiem na "gdzieś"
W ciągu paru dni  zjadłem 2 opakowania chleba tostowego (nie trzeba kroić i dość długo jest w miarę świeży), paczkę sera białego, 2 konserwy, pomidor, banany, (masła nie kupowałem) a kawę miałem rozpuszczalną (wziąłem tyle ile mi potrzeba bez szklanych pojemników) a herbatę w torebkach. Jeśli chodzi o przysmaki serwowane przez budkę na kółkach to "musiałem nadrobić zaległości w tzw. ser zasamażany z frytkami i warzywami oraz langosz. Ów langosz jest rodzajem ciasta, wypiekany, podawany z serem żółtym. Ciasto jest doprawiane tradycyjnie czosnkiem i nie wiem czym jeszcze. Pierwszy raz w życiu jadłem langosza. Dobre, nie powiem :D. Zjadłbym chyba wszystko zwłaszcza po męczącej wyprawie.  A Wy?  Aha na drogę zabieram parę energetycznych batoników, banana, wodę i aparat.

 Dziś postanowiłem z rana zaatakować piękny zamek Křivoklát w miejscowości o tej samej nazwie, plany dalsze uzależniałem ile czasu z dnia mi jeszcze zostanie. 

Zamek Křivoklát

  Zamek jest położony 5 min od pobliskiej stacji kolejowej, więc wysiłek jest znikomy. Byłem przed 9 rano. Miałem szczęście - o 9.15 była przewidziana wycieczka z przewodnikiem. 

Kamienne trofea

  Mimo iż nie rozumiałem znacznej części z tego co mówiła Pani przewodnik oprowadzając grupę jakiś 10 osób, zauważyłem że próbowała aktywizować swoich słuchaczy poprzez zadawanie im podchwytliwych pytań, quizów, zagadek.  Coś  w stylu: wiecie Państwo ile dziś zrobiliśmy kroków?  Młodsi uczestnicy mogli ponieść klucze oraz pomagać otwierać kolejne zamkowe drzwi. 1,5 godziny z przepięknym zamku, który pamiętał czasy Przemyślidów (900 lat!)


Dziedziniec Zamku Křivoklát




Płaskorzeźby panujących

Tu na zdjęciu widać że na rozsypujące się, brzydkie cegły  nakryto płótno.... (możliwe że pod spodem już nie było co pokazywać...)


  Miejscowość bardzo nieduża, więc ruszyłem po krótkim odpoczynku dalej, na następny zamek. Miałem mnóstwo czasu, a perspektywa czekania 1,5 godziny na pociąg skutecznie zmobilizowała mnie do przetarcia pierwszych kilometrów piechotą. 
  Doszedłem więc do następnej stacji : Roztoky u Křivoklátu.  Stacja widmo jak to się mówi. Jakbym trafił w nocy miałbym pewne obawy....

Roztoky u Křivoklátu... Nic nie jedzie....nikogo nie ma
Pociąg jednak przyjechał za jakieś 40 minut.  Wysiadłem w Nižborze. Tu też z okien pociągu widziałem zabudowania zamkowe. Zanim jeszcze udałem się na zamek nie mogłem odmówić sobie ochłodzenia się mrożoną kawą w tutejszej atrakcji turystycznej


  
Kawa w wagonie
Sam zamek okazał się muzeum archeologicznym, ale samo fotografowanie jego przyniosło mi dużo frajdy.

Zamek w Nižborze 

Zamek w Nižborze ujęcie 2
  Postanowiłem więc wracać po woli do "domu" czyli do miejsca kwaterunku. Znowu wybrałem marszrutę.
 Mając szczegółową mapę okolicy zaplanowałem więc po drodze 3 kolejne dni pobytu.
Nižbor  okazał się również małą miejscowością ale z możliwością wyjścia na leśne szlaki. 




  Resztę dnia spędziłem nad rzeką oddając się studiowaniu map i wytaczaniu tras oraz przyjemnej lekturze.





Pozdrawiam Was 

Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski

piątek, 15 sierpnia 2014

Wszędobylstwo cz. 2 Křivoklát i Křivoklátsko dzień 1

Cześć!!

Witam Was w kolejnej odsłonie mojego bloga podróżniczego. Dziękuję za tak duże zainteresowanie oraz wszelkie pytania.

Jak w tytule. To będzie opowieść o tym co chciałem zobaczyć i przeżyć  50 km za czeską Pragą. Ale najpierw:obiecałem Wam trochę moich spostrzeżeń i doświadczeń dotyczących      w miarę taniego sposobu na podróżowanie. Pewnie wielu z Was to już wie, ale warto przypomnieć dla tych co dopiero chcą spróbować samodzielnego podróżowania czyli bez pośredników.

Wszystko zależy. Pierwsze ile osób? jak powiedzmy 4 czy 5 - warto pomyśleć nad wycieczką jednym autem, dwa - nocleg jest o wiele tańszy jeśli to jest pokój czy nawet jakiś domek do wynajęcia, nie mówiąc o polu namiotowym, które za szczery uśmiech może być do Waszej dyspozycji (czasem drobne opłaty).

Następną rzeczą, o której warto pamiętać, to zakup biletów na środki komunikacji czy choćby noclegu przez internet). Jest ważne żeby dokonywać to bezpośrednio u danego podmiotu np. bilet na czeskie pociągi kupujemy przez internet, dość że dostajemy do dyspozycji 24 godzinny bilet uprawniający do podróży przez całe terytorium Czech, po drugie mamy zniżkę z tego tytułu.
Cały rozkład jest jest ułożony dość spójnie i nie musimy się martwić że nie zdążymy z przesiadką. Nad wszystkim czuwa obsługa pociągu. Czasem jest tak że drugi pociąg czeka na ten pierwszy, w którym jedziecie na sąsiednim torze!! :D 

No i zapomniałem. Carpooling czyli współczesny płatny autostop, dzięki któremu wiemy ile zapłacimy za podróż, gdzie wysiądziemy, kto kieruje samochodem, ile ma lat, jakim samochodem, itd . Dość popularny dzięki pewnemu portalowi....

Noclegi - można zaryzykować i jechać w ciemno - parę razy udało mi się tak zrobić, jednak trzeba mieć w zanadrzu jakąś alternatywę. 
Pamiętajcie - przyda się też w podróżach do choćby sąsiednich krajów, znajomość podstawowych zwrotów grzecznościowych, to nie jest trudne. 
Wszelkie mapy, żywność kupujemy na miejscu lecz nie w obleganym turystycznie miejscu tylko w tamtejszym, normalnym sklepie dla tubylców. Jest to samo z małą uwagą -  jest o wiele taniej. 
Jeśli nie chce Wam się gotować lub odpoczywacie od obowiązków domowych to prostą rzeczą jest poszukanie knajpy gdzie żywi się tamtejsza ludność ( tu wchodzi aspekt gastronomiczny) - jest oprócz tego że taniej niż w restauracji dla turystów, to i smaczniej!!

Można też jeśli się jedzie autem wziąć prowiant i gotować na miejscu...  To spore oszczędności. Wszystko zależy. :D

Warto poświęcić też chwilę na zagłębienie się w internetowy świat i wyszukaniu niezbędnych i praktycznych informacji, np. gdzie jest bankomat, gdzie pobliska apteka... itd,  Zapoznać się czy wydrukować nawet tamtejszy rozkład autobusów czy pociągów. Przy okazji też można znaleźć informację o tamtejszych atrakcji- może się okazać że gdzieś niedaleko odbywa się ciekawa impreza o której nie mieliście pojęcia.

W tym roku postanowiłem po raz kolejny pojechać do Czech. Jechałem sam, więc zafundowałem sobie podróż pociągiem (wszelkie informacje : http://jizdnirady.idnes.cz - tu warto zaznaczyć wszystkie opcje podróżowania , oraz strona kolei czeskich ( kursują z Czeskiego Cieszyna (Český Těšín) : http://www.cd.cz)
Moim celem był zamek Křivoklát i oczywiście park narodowy Křivoklátsko (podlegający ochronie przez UNESCO)
Na kwaterunek wybrałem niewielką miejscowość jak Hyskov (dobre miejsce na wypad), na miejscu byłem po 14, przy czym wstałem przed 4 rano. Tak jak już pisałem w poprzednim poście po rozpakowaniu tradycyjnie wybrałem się na rekonesans. Co mnie uderzyło. Jeden sklep oddalony o 15 minut piechotą od mojego noclegu - otwarty do 17, a w weekend do 12!! . Nieopodal sklepu znajdowała się rzeka - Berounka.  Duża przestrzeń wokół rzeki pozwala na istne plażowanie, kąpanie i łowienie ryb. Nad rzeką będącą nieodzownym miejscem spotkań można było kupić w  budce na kółkach, nawet smacznie przyrządzone jedzenie (obiad w przeliczeniu na polskie wychodził mi około 15 zł z piwem oczywiście :D - nie mogłem sobie odmówić na urlopie )




Kościół w Hyskovie





Widok na Hyskov
 


Rzeka Berounka w całej okazałości
Jestem we właściwym miejscu 


Ciąg dalszy w następnym poście. Dajcie znać jak się Wam to wszystko widzi?? 

Pozdrawiam  Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski









czwartek, 7 sierpnia 2014

Wszędobylstwo cz.1 Początek

Cześć!!!! :D

Witam Was!

Kto mnie nie zna od strony muzycznej to ma możliwość mnie poznać ze strony wszędobylskiej....

 Czyli krótko mówiąc będzie to blog o moich podróżach i małych i dużych. Zanim przejdę do sedna sprawy chcę Wam coś wyjaśnić.
 Dla mnie każda wyprawa (jakkolwiek to nazwiecie) ma jakiś cel w sobie, zazwyczaj coś mnie tam pcha.... Tym czymś są różne stany emocjolalno -poznawcze. 
 Np. ostatnio - czyli wyprawa sprzed kilku dni pchała mnie do CISZY.....

  Tym którym nie jestem znany muszę powiedzieć - nie jestem typowym podróżnikiem, ani typowym turystą. 

  Eskapady mają u mnie podstawową rzecz - niezależność, nie lubię podróżować w grupach.
Po prostu, to nie dla mnie i mnie nie rajcuje. Muszę być sam lub z jedną osobą. Jednym słowem wycieczki zorganizowane mnie nie pociągały i nie pociągają.(kropka)

Powodów jest kilka, może to się nazywa egoizm ale na parę dni w roku można chyba sobie pozwolić ??

- nie muszę myśleć za innych
- sam sobie jestem sterem, żeglarzem, okrętem
- sam wszystko sobie organizuje
- sam za siebie  i wszystko odpowiadam

  Wycieczki są przeróżne, zależy gdzie wyczytam ciekawy artykuł, ile mam czasu, ile mam kasy. Ten ostatni punkt decyduje prawie o wszystkim, ale są sposoby by było taniej i fajniej.
O tym też będę starał się Wam napisać.

  Organizacja podróży, przeliczanie kosztów, przeglądanie stron poświęconych danemu przedsięwzięciu pochłania mnie od miesiąca do dwóch miesięcy przed wyprawą. Ostatni tydzień chodzę z kąta w kąt nie mogąc doczekać się wyjazdu.
Macie takie wrażenia?

   Moje wszędobylstwo na razie rozciąga się po różnych zakamarkach Europy, jak na razie. Marzą mi się razem z moją ukochaną takie wycieczki o jakich opowiada mój kolega Bartek na swoim blogu ( agrafkaisznurek.blogspot.com.) lub moja znajoma Kasia o podróżach do Afryki... ( katapiechowicz.blogspot.com)
Wyjeżdżając gdziekolwiek mam swój taki wewnętrzny kodeks. 

a) nie przeszkadzam innym
b) nie śmiecę na szlakach 
c) zachowuję porządek w miejscu pobytu
d) nie śpieszę się 
e) staram się wybierać miejsca nieznane lub mniej znane, z daleka od miejskiego szumu i zgiełku ludzi
f) nie ważne gdzie jadę - reprezentuję siebie i mogę mieć pewność że ludzie, których spotkam zechcą mnie widzieć jeszcze raz ( nawet jeśli bym drugi raz nie jechał w ich strony) 
g) miejsca muszą mieć coś magicznego dla mnie - warunek konieczny

Ekwipunek :

Mój podstawowy ekwipunek :
- plecak w który ładuje wszystko co może okazać się niezbędne. Nic nadzwyczajnego, parę ubrań, buty na zmianę, coś ciepłego, apteczka, trochę suchego prowiantu typu kawa, herbata, aparat fotograficzny, bez którego nie wyobrażam sobie takich eskapad, dobry humor, książka, materiał do nauki z języka hiszpańskiego, mydło, ręcznik, czasem karimatę, zapałki, buff na głowę (nie noszę czapek - chyba że zimowe), scyzoryk,latarka, ładowarki do telefonu czy aparatu (raz nie wziąłem....). Wszystko zależy. Sami pewnie wiecie.

Przeciętna moja wędrówka zawiera takie elementy (prawie zawsze)
 - dzień pierwszy po przyjeździe - rozpoznanie terenu, gdzie co i jak
- dzień drugi, trzeci, ...... - właściwe eskapady
- ostatni dzień - wyjazd - najlepiej z rana

Aha - rodzice zawsze mi powtarzali i powtarzają " to co zobaczysz i przeżyjesz to twoje i nikt ci tego nie zabierze" - bardzo mądra dewiza, którą stosuje w wycieczkach

 Jak tanio wyjechać? myślę że to będzie temat na kolejnego posta. 

Na koniec mam prośbę do Was wszystkich : piszcie do mnie czy Wam się to co tu opublikuje podoba czy nie. OK? Bardzo Wam z góry serdecznie dziękuję.

 
W kolejnym poście : o tym jak tanio zorganizować wyprawę, oraz o wycieczce, którą ukończyłem parę dni temu czyli Krivoklatsko i okolice oczywiście z moimi zdjęciami ( które nie są może artystyczne ale są moje)



Piotrek Floydomaniak Wszędobylski Marchewa