Translate

piątek, 9 lipca 2021

Wszędobylstwo cz.52. Chrośnica czyli o książkach, bykach i kawie prawie w Krakowie

Cześć cześć 

Już nadrabiam zaległości, a raczej nieścisłości :D

Obiecałem Wam w poprzednim poście że pojedziemy razem do Tarczyna. Nie. Pomyliłem się Tarczyn to ostatnia wędrówka w Kaczawskim, ale póki co zapraszam Was na krótką wędrówkę do Chrośnicy.

Chrośnica to wieś położona ok 4 km od mojej miejscówki. Moi fantastyczni nowi znajomi i przyjaciele namówili mnie abym może to magiczne miejsce zwiedził, ponieważ jest tam taki fajny punkt z książkami (o tym za chwilę). Nie zastanawiając się długo wyruszyłem w dobrze mi już znany szlak żółty,



 by po dłuższej chwili odbić na niebieski. Idąc przez łąki i pola doszedłem po dłuższej chwili do pierwszych zabudowań. Moją uwagę przykuł ten oto magiczny domek.

                 



O nim i jego właścicielach w dalszej relacji

  Pstryknąłem parę zdjęć i ruszyłem dalej w nieznane. Za moment zamajaczył zarys najpopularniejszego wyznacznika każdej miejscowości czyli wieża kościelna. Zaraz będę na miejscu 


Miałem mnóstwo czasu więc włączył mi się szwędacz - tzn a może pójdę tu, a później tam i tam i jeszcze tam.

Tak też zrobiłem. Najpierw obowiązkowa wizyta na cmentarzu 


Róże i tu były... Piękna praca 



Właściwy budynek kościelny: 


Parę grobów przy kościele : 

 




 
Spokój Ich Pamięci

 Schodziłem do wsi. Już widzę z daleka. Radość niezmącona:



 

Legendarny punkt wymiany książek, możesz sobie wziąć jedną książkę pod warunkiem że ktoś kiedyś albo i Ty zostawisz nie koniecznie tą książkę, którą wziąłeś, możesz inną. 

Gablota była zamknięta - to warunek konieczny to tej legendy


Obszedłem się smakiem.. obok Ekomuzeum Tkactwa i Barwienia Naturalnego - niestety też zamknięte. Cóż... może coś będzie tu fajnego, otwartego.....

Poszedłem za głosem nóg czyli na Przełęcz Chrośnicką. 


Roboty leśników nie odstraszyły mnie od dalszej eksploracji terenu



Po chwili doszedłem do małej polany, rozłożyłem plecak, wyjąłem prowiant, usiadłem na trawie, gdy po chwili doszedł do moich uszu niepokojący odgłos. Moment, momencik. Siedziałem ale dziwne ryki były coraz mocniejsze, donośniejsze. Pomyślałem ooo może być ciekawie, tu nikogo nie ma, tylko ja.

Za chwile ryki, bardzo doniosłe,głośne i niepokojące.Co robić? Iść dalej i narażać się na spotkanie z ...

Telefon do rodziców, tata mówi że raczej nie może być to niedźwiedź ale.... Ufffffffffffff... W trakcie rozmowy cały czas szedłem i zobaczyłem w dolince wolno pasące się byki. To dlatego ryk było spotęgowany... uff..... 

Wdrapałem się na rozwidlenie rozjeżdżone błotnej drogi przez leśników. Posiedziałem na spokojnie, odetchnąłem i ruszyłem w drogę powrotną.

Nigdy nie wiesz co Cię spotka, nie było oczekiwanych książek ani wizyty w muzeum ale były byki i ...

Mój wewnętrzny zegar mówił o nadchodzącej godzinie kawy. Nie wziąłem na tą wyprawę termosu. Cóż. Doszedłem do magicznej chatki


Akurat z domu obok wychodził chłopak. Poprosiłem o kawę, nawet nie myśląc i nie wiedząc co mi za chwilę powie.

Dostałem życiodajny płyn, gdy młody gospodarz pobiegł pomóc sąsiadowi (bo mu powiedziałem co wiedziałem). Gdy wrócił dopytałem się o chatkę. Okazało się że tu jest prowadzona agroturystyka (Agroturystyka Krak). Nazwa wiadomo - właściciele z Krakowa. Warto wstąpić gdy się jest w pobliżu. Pamiętajcie. Dziękuję serdecznie za krótką gościnę w tym magicznym miejscu. Długo oczekiwana kawa smakowała wybornie. To jest to. Czarna fusiata. Taką przeważnie pijam.

Zadowolony ze spotkania, poznania pewnej historii ruszyłem z powrotem na kwaterę. I tak moi Drodzy w następnym poście ostatnie już spotkanie z Kaczawami i obiecany Tarczyn

Słonecznie pozdrawiam

Piotrek Marchewa Wszędobylski


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz